Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/231

Ta strona została przepisana.

skakali wysoko, opierając się na drzewcach dzid, machali siekierami i maczugami, naśladując bój.
Beniowski kazał swoim ludziom też strzelać z muszkietów i robić manewry, co uczyniło wielkie na krajowcach wrażenie.
W tym czasie starszyzna piła wódkę Beniowskiego, a pośledniejsi krajowcy i niektórzy majtkowie raczyli się obrzydliwym miejscowym wyskokiem, pędzonym z dzikich tutejszych korzonków, jagód i muchomorów.
Z wielkim zapałem odtańczyli krajowi mężczyźni swój taniec wojenny, rosyjscy majtkowie również wysłali w koło dwu najlepszych tancerzy, którzy na piasku ubitym przez fale wcale nieźle wytupywali figury „hołubca“. Wreszcie wystąpił młody wyspiarz całkiem nagi, z wąską jeno u bioder przepaską, i wyzwał na bój ochotników ze swoich współbraci. Wyskoczył naprzeciw niemu drugi taki, jak on, i, przysiadając, przykucając obchodząc się wzajem wokoło, jak dwu rozsrożonych niedźwiedzi, chwycili się wkońcu za bary.
— Ochaj!...
— Ijachaj!...
— Ullu lu-lu!...
Podniecali zapaśników widzowie, sami niezmiernie przejęci ich walką.
Po tej pierwszej nastąpiła druga i trzecia, wzbudzając coraz większe roznamiętnienie. Kobiety, starcy, nawet poważni wojownicy rozmaitych rodów przyglądali się siłowaniom swych