Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/245

Ta strona została przepisana.

umieścił się Taju, a główniejsi wojownicy, którzy pojawili się niedługo, wzięli miejsca półkolem za nimi. Podano świeżo ugotowany ogon bobrowy, wątrobę młodej foki oraz inne przysmaki tutejsze; nie obeszło się bez wstrętnej miejscowej gorzałki, której czarkę jedną i drugą Beniowski musiał przełknąć, pomimo wielkiej odrazy do tego napoju.
Gawędzono o wielu rzeczach, powtarzano obietnice wiecznej przyjaźni i braterstwa, radzono nad sposobami zawiązania korzystnych stosunków handlowych z zachodniemi państwami.
Gdy Beniowski już na odchodnem oznajmił, że zamierza wyruszyć jutro, najdalej pojutrze, zaczęli wyrażać krajowcy żal, że tak ich rychło opuszcza; Beniowski zmiarkował jednak bez trudu, że są jego postanowieniu radzi.
— A nasza Moskal nie bierzesz?... — spytał go znienacka Onaha.
— Wszak są potrzebni synowi twemu, Ochotynowi!...
— Tak, tak!... A ty list do niego pisz! Opowiedz, coś znalazł i co my tobie robić!...
— Owszem, list napiszę, ale tobie go tylko do rąk oddam, Onaho!...
Staremu oczy rozbłysły.
— I przeczytasz mi go?...
— Rozumie się!...
— Więc pisz zaraz... dopóki niema Salazow... On niedługo przyjść... jak się tylko do-