Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/246

Ta strona została przepisana.

wie, zaraz przyjść!... Papier i atrament ja tu trzymam na jaka wypadek... Sam ledwie stara oczy dostrzega litera, ale serce papier lubi...
Papier zresztą i atrament w małym kieszonkowym inkauście Beniowski sam zawsze ze sobą nosił. Wprędce więc na wywróconem do góry dnie wiaderka taki list do Ochotyna skreślił:

Szanowny mój przyjacielu!
„Po przykrej i niebezpiecznej żegludze, do której przymusił mnie upór moich towarzyszów, po żegludze, mówię, która mię zapędziła na północ aż do 66 gradusa, powróciłem nareszcie na południe, a wiatr pomyślny schwyciwszy, korzystałem z niego, iżbym odwiedził twą wyspę. W podróży tej jak najważniejsze odebrałem usługi od przyjaciela twojego J. P. Sałazowa, którego przeto szczególniejszym polecam względom.
„Stanąwszy w tutejszym porcie, od kolegów twoich wspaniałą otrzymałem pomoc do naprawy okrętu, który za ich przyczyną w takim dziś stanie, że najdłuższą wytrzymać może drogę. Przykładem ich prowadzeni wyspiarze liczne swej przychylności dali mi dowody. Nadewszystko zaś Taju Tuachta niczego nie zaniedbał, iżby nas ujął sobie.
„Życzyłbym, ażeby prezenty, którem między wyspiarzy rozdał, większej nieco były wartości. Lecz, niestety, wiesz dobrze, że Kamczatka nie jest to miejsce, z któregoby wygnaniec mógł