Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/248

Ta strona została przepisana.

by skłonił jakie europejskie mocarstwo do przyjęcia twoich propozycyj.

Maurycy August“.

Oddawszy list, pośpieszył Beniowski zpowrotem do obozu, gdyż chmurzyło się i deszcz zaczął padać. Miał prócz tego złe przeczucia, które się w zupełności sprawdziły, gdyż w pół drogi spotkał go wysłaniec Chruszczowa, wzywający do pośpiechu.
— Cóż się tam stało?...
— Beczkę z wódką rozbili!... Piją!... Hałasują!... — odrzekł kozak niechętnie.
— Kto?
— Ludzie Chołodiłowa i... poniektórzy jeszcze...
Beniowski nie pytał więcej, odwrócił się napozór obojętnie od kozaka i poszedł dalej tym samym miarowym krokiem żołnierskim, jakim szedł dotychczas, ale oficerowie bardzo się zaniepokoili. Musieli wszakże dotrzymywać mu towarzystwa i nawet nie śmieli bardzo rozpytywać gońca o szczegóły ze względu na zachmurzoną groźnie twarz naczelnika oraz obecność Sałazowa, który u wylotu wsi przyłączył się do nich.
Szybko gasło światło dzienne, duszone przez napływające z północy chmury, płowa dżdżysta mgła wypełniała leśną wyrębę, po której szli. Siejący deszcz szemrał w puszystem listowiu okolicznych drzew, a szum morskiego przypływu grał wdali i potężniał w miarę, jak zbliżali