Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/250

Ta strona została przepisana.

Opierał się na ich ramionach rozkrzyżowanemi rękoma i śpiewał na całe gardło:

Przestań pukać, kochanie,
U okienka marudzić,
Ojca, matkę mi budzić!...
Sama dźwierza otworzę
I powiodę na łoże.
........

Inni przyśpiewywali w najnieprzyzwoitszy sposób, śmiali się, klaskali w ręce, stukali w szklanice. Czerwony blask płonących na stole kagańców oświetlał wyraźnie ich rozognione twarze, rozgorzałe oczy, rozwichrzone brody, potężne, twarde pięści żeglarskie. W głębi migały blade postaci wystraszonych niewiast: pani Agafji, pani Czurinowej, pani Ruminowej, Ziablikowej, kamczadalki Poranczinowej oraz Frośki, służącej Nastazji.
Samej Nastazji Beniowski nie dostrzegł, ale domyślił się, że musi tu gdzieś być w ukryciu, i że cała awantura uczyniona została przez Stiepanowa w celu dokuczenia jej.
Zbliżył się więc do stołu i, patrząc ostro na oficera, zawołał:
— Taki przykład dajesz podwładnym?... Jak śmiecie tu pić i swawolić?... Wynoś się zaraz!...
— Tam deszcz pada!... — odrzekł zuchwale Stiepanow. — A cóż to za święte miejsce tutaj?... Wolno tobie, wolno i mnie... I gdzież są tutaj te niewiniątka, które zgorszyć możemy? Co?