Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/259

Ta strona została przepisana.

mnie najwięcej... czuję to... Z tamtych każda ma uznanego przez wszystkich męża...
Roześmiał się gorzko.
— O! to chyba najmniejsze ma dla nich znaczenie!
— Nie myśl tak!... Widzę przecie, że większość zaburzeń dotychczas z mego wynika powodu!...
— To się prędko skończy... Na pierwszej wyspie zsadzę na brzeg tego Stiepanowa!... Mam go dość!...
— Nie, tego nie uczynisz, ukochany!... Tego nie uczynisz!... To dla niego wyrok śmierci, gdyż go krajowcy rosyjskiemu rządowi wydadzą, na pewno wydadzą!... Sam mówisz, że stąd jeszcze do Kamczatki niedaleko... Nie chcę, nie chcę, wprost myśleć o tem nie mogę... że... z mego powodu... znowu... że... padnie mi cień... na duszę...
Zarzuciła mu ręce na szyję i ciągnęła się ku niemu, patrząc mu w oczy, piękna w swoim smutku i trwodze, jak anioł.
Próbował łagodnie wyzwolić się z jej uścisków.
— W takim razie, czy nie byłoby dobrze... gdyby cię... poślubił który z moich przyjaciół, naprzykład Popow... Przystojny, przyzwoity, uczciwy... Małżeństwo zamknęłoby usta wszelkim plotkom... Miałabyś raz na zawsze spokój... od wszystkich i ode mnie!
Rozłączyła splecione wkoło niego ramiona.