ograniczyć ich niepotrzebny szafunek... Pije wodę, kto chce i ile chce!... — odrzekł Chruszczow.
Następnie trzeba się starać łowić te ryby, których wielka mnogość uwija się dookoła statku!... — dodał Baturin.
— Sporządzić trzeba wielkie leje z żaglowego płótna, aby chwytać wodę deszczową... Tak robią nieraz nasi sybirscy myśliwcy, gdy ich nawalność daleko od brzegu oderznie!... — radził Czurin.
— Wszystko to dobrze, ale są to rzeczy małego skutku! A z nich najpewniejsza — podciągnąć trochę pasa!... — powiedział, wysłuchawszy wszystkich rad, Beniowski.
Zgodzili się i, podzieliwszy zapasy wody oraz żywności na ilość ludzi i domniemany czas żeglugi, ustanowili porcje, które polecili Winblathowi stale od jutra wymierzać.
Gdy nowe to rozporządzenie obwieszczono załodze, wszczął się zaraz pomruk niezadowolenia, który stłumiła jeno zapadająca noc. Szemrania jednak nie ustały, lecz zeszły pod pokład, gdzie szerzyły się dalej we wspólnych sypialniach.
O północku przybieżał do Beniowskiego Popow i dał znać, że marynarze w jego kajucie nie śpią, radzą i zmawiają się. Takąż wiadomość przyniósł Urbański z przodu okrętu.
Beniowski kazał na pokładzie postawić straż, aby przeszkodzić komunikowaniu się buntowników, i odłożył wyjaśnienie sprawy do rana.
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/265
Ta strona została przepisana.