Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/285

Ta strona została przepisana.

w bezrozumnym szale wytoczyliście własnoręcznie wy sami... Kto mi poręczy, że nie uczynicie tego z jedzeniem, z żaglami, z całym okrętem... Przestaliście mię słuchać pomimo wielokrotnych przysiąg, uważacie, że wolność to nie jest wolność narady i przedsiębrania wspólnych postanowień, lecz że wolność jest to wolność robienia, co się chce i kiedy się chce... Oskarżacie mię o tyranję!?... Czy jednak nie słucham waszych żądań, nie biorę ich pod rozwagę i nie uwzględniam ich, często nawet z pewną szkodą dla naszego przedsięwzięcia!?... Zapomnieliście już naszą wyprawę na północ, wywołaną waszym uporem i brakiem wiadomości... Ale wtedy łudziłem się jeszcze, że otworzę wam oczy na błędy wasze. Teraz straciłem tę nadzieję... Postawiliście całą wyprawę w położeniu niezmiernie niebezpiecznem, niech więc weźmie ją w swoje ręce i wywiedzie z niego człowiek, do którego rad przychylacie ucho tak chętnie, którego dowodzeniom i rozumowi ufacie więcej, niż samej oczywistości... Niech wam przywodzi! Składam mą władzę w ręce Stiepanowa!... Nie jestem już waszym dowódcą!
Skończył i zdjął czapkę. Tłum stał nieporuszony, milczący, jakby skamieniały, gdy wtem zabrał głos Stiepanow:
— Oho, widzę, panie Beniowski, dokąd zmierzasz!... Wykręcasz kota do góry ogonem, chcesz zrzec się odpowiedzialności... i ustąpić!... Nic z tego... Tyś powodem wszystkich naszych nie-