wszystkich rosyjskiemu rządowi!... Nie, takich doradców i takich stróżów nie potrzebuję!... Skoro jednak pan Stiepanow ani władzy objąć nie chce, ani nie podaje wskazówek, jak naprawić zło, które wszystkim nam wyrządził, niech ogół bierze kogo innego ze znajdujących się tutaj zacnych oficerów, a ja poddam się pod jego komendę bez żadnych zastrzeżeń!...
— Beniowski!... Chcemy Beniowskiego!... — zawołali zgodnie oficerowie.
— Rządź nami, władaj i przebacz głupstwa nasze!...
— Lepszego nie znajdziemy nad ciebie!...
— Tyle tysięcy wiorst nas prowadziłeś!...
— Z tylu bied nas wyratowałeś!...
— Wyratujesz i z tej!...
— Tylko pomyśl, tylko postaraj się!...
— Ho!... ho!... Masz przecie łeb!... Wiemy o tem!...
— Prosimy cię!...
Kłaniali się w pas, a niektórzy padli nawet na kolana i wyciągali do niego ręce, jak do Boga.
— Ulituj się nad niesfornemi dziećmi swojemi!
Oficerowie obstąpili wahającego się Beniowskiego i prosili również gorąco. Nawet Sudejkin i Adrjanow przyłączyli się do nich.
Na uboczu pozostali jeno Stiepanow i Izmaiłow. Ale na tych już nie zważano, i ogólna radość powstała wśród mężczyzn i kobiet, gdy Beniowski nareszcie zgodził się przyjąć dowódz-
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/288
Ta strona została przepisana.