Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/290

Ta strona została przepisana.

do kajuty Chruszczow, i, położywszy mu przyjacielsko rękę na ramieniu, rzekł:
— Jeszcze, przyjacielu, mam ci coś do powiedzenia...
Beniowski podniósł głowę
— No?...
— Widzisz... Ale przedewszystkiem chciałbym, abyś dostrzegł w tem, co powiem, jedynie naszą dobrą gwoli tobie intencję oraz naszą troskę o powodzenie wyprawy... Jedynie ten wzgląd zmusił mnie i towarzyszów moich, tych właśnie najbliższych tobie oficerów, którzy ufają ci bezgranicznie i bezgranicznie miłują cię, że...
Zaciął się i oczy opuścił. Beniowski poczerwieniał mocno i powstał.
Milczeli przez chwilę.
— Chodzi o to... — zaczął z determinacją Chruszczów — żebyś... na czas pobytu na statku... wogóle na czas naszej wspólnej podróży, przerwał... swój stosunek z... Nastazją Iwanówną... Ja i wszyscy my pewni jesteśmy, że po przybyciu na miejsce rozwiedziesz się ze swoją dawną żoną i z nią ożenisz się... więc my rozumiemy i uważamy to za prostą formalność... lecz dla prostych majtków, dla ciemnego motłochu... to nie wystarcza... tem bardziej wobec... rozmaitych komplikacyj... Oni uważają to za wielki grzech, który trzeba odpokutować, za który trzeba przebłagać Boga i świętą Cerkiew!... Ty jesteś na tym statku pan a ona twoją poddaną... Ty jesteś jej opiekunem... Sam osądź, jak to