— Najlepiej wyrwać!... Mam nawet szczypce! Chcesz, napoczekaniu zrobimy operację... Zaraz ci ulży!... Zobaczysz!
— O, nie boli mię do tego stopnia!... Jeszcze zdrowy, szkoda go!...
— Wszyscyście tacy: szkoda, szkoda!... Dopiero jak wam tak gęba napuchnie, że nietylko kleszczy, ale słomki do ust wprowadzić niesposób, to rwij!... Stanowczo radzę ci, chłopcze, uczynić to zawczasu!...
— Nie, nie!... Nie chcę!... Lepiej dekokt!... Może octu z mirrą mi dacie? Zawsze mi pomagał! Albo olejku kamforowego!...
— Mogę dać, ale gruntowne wyleczenie zawsze następuje z wyrwania.
Otworzył szafę i szukał na półkach, podczas gdy Stiepanow posępnie wodził oczyma po kajucie.
— Dużo chorych na okręcie? — spytał cicho.
— Jest!... Ale głównie na morską chorobę!... Większość odrazu wyzdrowiała, jak stanęliśmy w porcie.
— Myślę, że ciężką będziecie mieli pracę z załogą przy przejściach z rozmaitych klimatów...
— O, tak!... Pewnie!... Głównie, że wcale nie słuchają rozumnych wskazań i że... niechlujstwo... niemożliwe wszędzie niechlujstwo!...
— Od ciasnoty!... — bąknął Stiepanow. — A kobiety?... Dużo kobiet wśród chorych?...
Bielski spojrzał nań podejrzliwie.
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/31
Ta strona została przepisana.