Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/313

Ta strona została przepisana.




XXV.

Noc była jasna, a gwiazdy pięknie świeciły. O szóstej godzinie z rana wiatr zmieniać się począł, a o dziesiątej wykręcił się i ustalił od północy zachodniej, miarkując gorąco, które już zaczęło dokuczać. Dął w rudel statku, potrząsał linami w porywach to słabnących, to krzepnących, wydymał piersi żagli, krąglące się lub opadające z lekkiem klapaniem na rzędy rej. Okręt biegł chyżo i bez kołysania się po uspokojonych, wygładzonych i rozświetlonych toniach, odrzucając stewą w obie strony chryzolitowe, uperlone skiby.
Stada delfinów płynęły przed statkiem i za statkiem, starając się go wyprzedzić, igrając z sobą i z nim, wywracając kozły na wzburzonych przezeń odmętach.
Ale nikt nie próbował ich łowić, wszyscy zajęci byli naprawą uszkodzeń, zadanych statkowi przez ostatnią nawałnicę.
Spajano więc i przewiązywano odnowa łączniki drągów żaglowych, przykręcano mutry