— Właśnie!... Zwołasz mi i przyprowadzisz tutaj wszystkich majtków z załogi oraz innych ludzi, którzy cobądź o tym człowieku wiedzą!
Pośpieszyli oficerowie spełnić rozkazy Beniowskiego, zrozumiawszy ich ważność.
Kuzniecow sprowadził mu pół załogi. Różni różnie gadali o tym piracie, powtarzali bajdy najrozmaitsze, zasłyszane w szynkach i koszarach. Z tymi Beniowski niedługo się bawił, ale znalazło się kilku, którzy osobiście Ochotyna znali, i tych szczegółowo o niego rozpytał. Dowiedział się, że nie był on wcale Rosjaninem i nie zwał się Ochotynem, choć sobie to nazwisko od morza Ochockiego przyswoił; że przed kilku laty opanował okręt, którym dowodził, i skłonił na nim załogę do zaprzysiężenia mu wiary, że potem osiadł na wyspach Aleuckich i tak się tam umocnił, że w ciągu lat trzech kilka okrętów moskiewskich zdołał zrabować i ekwipaże ich sobie zniewolił, że na skutek tego doszedł do siły zwyżej stu Europejczyków i mnóstwa wyspiarzy, którzy go wodzem swym ogłosili.
Wszystko to niezmiernie zastanowiło Beniowskiego; więc gdy noc zapadła i ucichło w obozie, wezwał do siebie Chruszczowa i zamknął się z nim na specjalną naradę.
— Cóż o tem wszystkiem myślisz?... — spytał, wyłuszczywszy mu pokrótce rezultaty wywiadów.
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/40
Ta strona została przepisana.