Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/43

Ta strona została przepisana.

nic i sieci i samo obejście. A tam ład i porządek, i przedmioty domowe, jak mówił Kuźniecow, niby przed chwilą rzucone, jeszcze gładkie, bez kurzu, ciepłe w ujęciu, z niepordzawionemi ostrzami żelaźców?... Co ty na to?... Bo ja się o te wszystkie szczegóły dobrze rozpytałem... Zaraz mię tknęło, skorom spojrzał na ten list. Pismo zupełnie świeże, wyraźne, ostro cięte; atrament miejscami ma jeszcze błysk, co w tutejszym wilgotnym klimacie już po niedługim czasie znika... Nareszcie sam duch pisma, sam ton dowodzi jasno, że ten Ochotyn łże...
— Pocóż mu to?...
— Tak, na wszelki wypadek!... Człek bywały!... Chciał w nas wzniecić zwątpienie, jeżeli go szukamy, albo poprostu zyskać na czasie przez wywołanie wahania i narady, aby wymiarkować dobrze ze swej strony nasze siły i zamiary... Może już teraz czatuje gdzie tutaj niedaleko, aby z ukrycia napaść na nas w odpowiedniej chwili... Nasz odjazd w popłochu najlepszą byłby dlań wskazówką naszej słabości. Jeżeli ma okręty i bajdary, jak to mówią, może nawet nas ścigać, gdyż taka gratka, jak pełen wszelkiego towaru i zaopatrzenia okręt, nieczęsto mu pewnie sama do rąk wpada.
— Cóż więc czynić?... Czy nie należałoby w takim razie zaraz kotwicę podnieść i, korzystając z ciemności, uchodzić, wyrzekłszy się tego, cośmy na ląd wyładowali?... Lepiej stracić trochę, niż wszystko!... Ach, Beniowski, Beniow-