— Tak, tak!... Ochotyn!... Niech pisze Ochotyn!... On nasz wódz!...
— Jużciż, racja. Czy tak czy owak, czy trochę mniej nagrzeszę, czy trochę więcej — nic to nie znaczy! Skoro mię złapią, nie minie mię w każdym razie ćwiertowanie!... — roześmiał się Ochotyn.
— Nie damy cię!... Jeszcze nas siła jest!
— Jeszctze nas ciepłą ręką nie wezmą!...
— Niech spróbują!... Samych bajdar aleuckich postawimy pół tysiąca!...
— A jak będzie po myśli naszej, jak nam prochu, ołowiu i statków przyślą, jak obiecano, to samą Kalifornję zabierzemy... Co, nie?...
— Jużciż zabierzemy!... Nic trudnego!...
Ochotyn wśród powszechnego rozgwaru siedział zamyślony, wreszcie ręką w poręcz krzesła uderzył i wszyscy zaraz umilkli.
— Zgoda!... Napiszemy więc deklarację po niemiecku, a ci z was, którzy język ten znają, przełożą tekst towarzyszom!...
— Nie trzeba!... Wierzymy ci, naczelniku!... Pisz, co uważasz!... — zawołały liczne głosy.
— Więc... piszemy!... Jeżeli łaska — podyktujcie!... — zwrócił się do Beniowskiego Ochotyn z zadowolonym uśmiechem.
Zaczęli układać deklarację, deliberując nad każdym wyrazem. Tak upłynął im czas aż do świtu.
Gdy zpowrotem szedł Beniowski z towarzy-
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/83
Ta strona została przepisana.