Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/89

Ta strona została przepisana.

zebrana starszyzna wypełniła szczelnie małą kajutkę Beniowskiego.
Dużo czasu stracił na przekonywanie ich, że nowy plan nie ma sensu, że grozi zgubą wszystkim, że nawet niewiadomo, czy istnieje przejście morskie, gdyż komandor Bering musiał się cofnąć przed zwartemi polami pływających lodów i nie dowiedział się dokumentnie: jest-li odkryta przezeń cieśnina przesmykiem albo raczej wąską zatoką, wrzynającą się głęboko w ląd stały?...
— Wszystko to czytałem we własnych jego papierach w Bolszej!... — dowodził z rozżaleniem. Słuchali go z nieprzejednanym uporem w oczach i wkółko rozmaitemi słowy powtarzali, że w ostatecznym razie zawiną do brzegów amerykańskich i przezimują w Kalifornji.
Zastanowiło Beniowskiego, że nawet najrozsądniejsi z oficerów, jak Panow, Czurin, Popow, Gurcynin, nawet najwierniejsi, jak Kuzniecow i Baturin, zdawali się podzielać zdanie większości...
— Strach ich obleciał i w zapamiętaniu wolą gorsze niebezpieczeństwo, ale bliższe i, jak im się wydaje, krótsze, niż długą pracę... — żalił się Winblathowi.
— Lody, śniegi ich nie straszą, bo je znają... Zresztą co na ślepotę ludzką poradzisz? Trzeba będzie się zgodzić!... Może istotnie przezimujemy w Kalifornji!... Piękny, powiadają, kraj!...
— Niemądry jesteś, Winblath!... Czasu tra-