Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/93

Ta strona została przepisana.

— Więc co?... Obcego na nas chcesz sprowadzić?... Katować nas będziesz, jak braci naszych w Bolszej!... — rozległ się pomruk.
— A tak! Być może, że dla własnego waszego dobra, gdy doprowadzicie do tego, zmuszony będę użyć zbawiennego gwałtu!... Za życie wasze i losy wasze odpowiadam i chcę, abyście mnie błogosławili w końcu podróży a nie przeklinali... Dlatego nakazuję wam zaraz gotować się do drogi! Chociaż jednak sądzę za rzecz niepodobną okrążyć przylądek Czukczów, a bardziej jeszcze dostać się do brzegów amerykańskich na naszym statku, nawet gdy nam wiatr posłuży, to jednak zdeterminowany jestem poświęcić moją partykularną opinję życzeniu całego zgromadzenia, które w każdej okoliczności było i jest dla mnie prawem... Płyniemy więc, jak chcecie, na północ.
— Są jednak jeszcze inne powody — ciągnął dalej Beniowski — które każą nam co prędzej od tych brzegów się oddalić, a o których załogę na pełnem dopiero morzu powiadomię... Niech każdy więc rusza niezwłocznie na swoje miejsce... Sybajew, Urbański, zrobić na pokładzie porządek! A ty, Czurin, każ przygotować wszystko, kończ ładowanie i podnoś kotwicę...
Przemowa a głównie list zrobiły wrażenie; w milczeniu rozeszły się tłumy, znowu zaskrzypiały windy, zagrzmiała na pokładzie komenda.
— Należałoby jednak poprosić, żeby nam