Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/94

Ta strona została przepisana.

ten list Ochotyna pokazał... Może on łże? — szeptał do Łoginowa i Popowa Stiepanow.
— Ech!... Nie!... Mówił mi wysłaniec Ochotyna, że tam wiedzą o naszych swarach i... z mordy jego zbójeckiej poznałem, że mają chętkę na nas napaść. Mało to mamy na okręcie łakomego dla nich bogactwa? sprzętu, żywności? Co? — zauważył Popow.
— Więc co?... Lepiej to, niż zginąć na morzu wraz z tem bogactwem!...
— Poco ginąć!?... Wszak Beniowski zgodził się płynąć wzdłuż naszych brzegów... Nawet nie ma teraz powodu do oporu... Wszystko według naszej składa się myśli!... Będzie dobrze!... — upewniał wesoło Łoginow młodszy.
— On jednak tam coś jeszcze ukrył... — przerwał niespokojnie Stiepanow. — Nie wszystko przeczytał...
— No tak!... Przecie nam powiedział, że resztę na pełnem morzu!
— Ba!... Właśnie!... Wtedy nie będziemy mogli nic poradzić, wtedy będziemy w jego mocy, bo on jeden i drogę zna, i morskie prądy, i służbę... Chodźmy teraz!
— Nie! Za nic nie pójdę... Nie głupim! Da mię katu! Już się jedność rozbiła, ludzie się rozeszli, uspokoili... Nie pójdę, idź sam!... opierał się Popow.
— Jeżeli się okaże potrzeba, okręt zawsze będzie można do tej wyspy nawrócić... Wszak