Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/116

Ta strona została przepisana.

mamy prochu i kul?... Wpaść, zabrać!... — krzyknął Gałka kozak.
— Nie na całym przecie brzegu stoją warownie i armaty!... Pewnie, że można spróbować!...
— I bydło można zabrać na pokład, koni, krów, owiec wiele chcieć!...
— Kobiet miłością i podarunkiem niedużo zwabisz!... Gadziny one!...
— Brać je!... Potem same poproszą, jak posmakują!... — gadali jeden przez drugiego, gorączkując się coraz więcej.
— Prowadź nas!... — krzyczeli już niektórzy.
— Niema zgody!... Nie jedziemy!... — sprzeciwiali się inni.
— Trzeba się dobrze zastanowić!...
— Nie wierzcie mu!... Znowu was ocygani, obełże, zmani, stary lis!...
— Nie, nie!... Jak nas obełże!? Zawsze będzie w naszych rękach!...
— Niech przysięże!... Jak nie dotrzyma, ubijemy!...
— Niech przysięga!... Przysięgaj, Beniowski! przysięgaj, że nas zpowrotem na tę wyspę przyprowadzisz! — wołali.
— Owszem. Przysięgam, że was przyprowadzę, o ile sami tego zażądacie!...
— Zażądamy, zażądamy! Nie bój się! Sam mówisz, że nawet złoto zczasem możemy tu znaleźć!...
— Nietylko, że nas przyprowadzisz, ale że