Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/118

Ta strona została przepisana.

utarczce z nami uciekacie w popłochu... Wołając ratunku, dopadnijcie batu i płyńcie ku okrętowi... Może w ten sposób go zwabicie, że przypłynie wam z pomocą, gdyby zaś pozostał na okręcie, to go tam zwiążcie i odstawcie tu do mnie...
Przekonała zebranych ta mowa. Zaraz kozak Gałka i jego przyjaciele rzucili się z okrutnym wrzaskiem ku brzegowi na piaski, a Beniowski kazał swym ludziom palić w powietrze z muszkietów i gnać za zbiegami. Wyskoczyli na pokład stronnicy Stiepanowa a potem i on sam, a widząc swych niedawnych przyjaciół ucierających się ze zwolennikami Beniowskiego, skoczyli natychmiast do szalupy na sukurs im z dziesiątkiem strzelców, którzy wyrychtowali muszkiety na walczących, ale nie śmieli ich użyć ze względu na ogólne pomieszanie i możność wskutek tego poranienia swoich. Skoro bat pełen ludzi połączył się z nimi na zatoce, już nie zwłócząc, pośpieszyli na brzeg, aby kulami zapłacić za zdradziecką, jak mówili, Beniowszczyków napaść i z samym Beniowskim raz na zawsze skończyć. Zaledwie jednak wstąpili na piaski, właśni ich towarzysze rozbroili ich a Stiepanowa związali i powiedli wprost do Beniowskiego, który, stojąc na reducie, kierował wraz z Winblathem rychtowaniem armat częścią na okręt, częścią na stojące na brzegu łodzie. Oddawszy Stiepanowa pod straż, kazał Kuzniecowowi wszystką broń od ludzi odebrać, warty