Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/144

Ta strona została przepisana.

biecą, ubranego w szaro-niebieskie szaty jedwabne, siedzącego pośrodku sali na niziutkiej sofie, krytej żółtym adamaszkiem. Żółta również szarfa przepasywała wpół dostojnika. Przy wejściu u schodków spotkały Beniowskiego na klęczkach dwie piękne dziewczyny i, zdjąwszy mu obuwie, włożyły mu na nogi bieluchne, krótkie sukienne pończochy. To samo uczyniły jego towarzyszom, poczem po lakierowanych schodkach mahoniowych wprowadzono ich do wnętrza sali. Tu towarzyszący Beniowskiemu japońscy oficerowie przyklękli na oba kolana i uderzyli czołem przed władcą; Beniowski naśladował ich, co widocznie bardzo pochlebiło wicekrólowi. Odpowiedział mu uprzejmym uśmiechem i łaskawym ukłonem.
— Kto jesteś, cudzoziemski wędrowcze?... Z jakich krajów przybywasz?... I czego szukasz w mojej skromnej ojczyźnie?...
— Jestem żołnierz zachodni. Przybywam z Kamczatki. Wiatry szczęśliwe zagnały mię do twej pięknej ojczyzny, panie!... — odpowiedział przez Boskarowa Beniowski z ponownym ukłonem.
Widocznie jednak przekład Boskarowa nie zadowolił wicekróla, gdyż dał znak, a natychmiast zbliżyli się na klęczkach malarze ze zwitkami papieru i jęli szybko maczanemi w tuszu pędzlami malować rozmaite figury, zapomocą których Beniowski miał wymiarkować, czego od niego żądają.