Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/151

Ta strona została przepisana.

wać wszystkich chrześcijan, którzy ważą się lądować na japońskich brzegach...
Mnich uśmiechnął się przykrym uśmiechem.
— Jest wprawdzie podobny dekret cesarza, zakazujący wpuszczać Hiszpanów i Portugalczyków do Japonji, gdyż dali oni dość dowodów zuchwałości i zdolności do intryg, nie tyczy się to wszakże narodów, które, jak twój, nic złego państwu nie uczyniły. Czy bramin, czy chrześcijanin, wszystko u nas jedno: poczciwego, jakiejkolwiek on religji, kochamy, złego każdy z nas nienawidzi. Kara, o której wspominasz, dotyka tylko burzycieli i tych, którzy na wolność naszą próbowaliby nastawać... Dlatego powiedz mi raczej więcej o tych Moskowitach, którzy morza Wschodniego już sięgnęli i ktorych rychłe przyjście nam prorokujesz... Cóż czynią oni w owej Kamczatce, którą znamy, gdyż rybacy nasi i marynarze odwiedzają ją niekiedy, chwaląc sobie niezwyczajnie jej wyborowe ryby i drogocenne, przedziwne futra...
Musiał Beniowski opowiedzieć wszystko, co wiedział o ziemiach, lasach, wodach i portach kamczackich, o jej wulkanach i ludach, o fortecach rosyjskich pobrzeżnych, o okrętach kupieckich i rządowych...
Pilnie słuchał mnich i niektóre rzeczy notował, a gdy zaproszono ich do pałacu na herbatę, powtórzył wszystko wice-królowi. Choć ten okiem nawet nie mrugnął, ani żadną zmianą w swych rysach zaciekawienia swego nie wyka-