Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/180

Ta strona została przepisana.

blath usypał na brzegu szańce i zaciągał tam działa i że pod dozorem Kuźniecowa i Pan owa rozbijano obóz według raz na zawsze przyjętego porządku. Widok tego ładu, wdrożonego przezeń w załodze w czasie długiej podróży, ucieszył niezmiernie Beniowskiego i nie zepsuła mu radości nawet smutna nowina, że wszystkie niemal futra przez zaciek wody popsute zostały. Polecił jeno Baturinowi, żeby doglądał ich suszenia i wietrzenia, poczem przykazał na noc gęsto rozstawić szyldwachy, zajrzał do namiotu przeznaczonego dla chorych i niewiast, poczem wrócił do siebie mocno znużony, aby usnąć głębokim krzepiącym snem.
Nazajutrz o wschodzie słońca już stał przed namiotem i śledził poczynające się w obozie roboty.
Wtem dano znać, że tłum wyspiarzy zbliża się ku temu miejscu bez żadnej broni, z parasolami jedynie i wachlarzami w ręku. Beniowski wyszedł na ich spotkanie. Ujrzawszy go, tłum się zatrzymał, a zbliżyli się jeno dwaj starcy w długich białych szatach i, uczyniwszy znak krzyża, podali mu na ślicznie wyplatanej macie stary wytarty brewjarz. Wziął go do rąk Beniowski, a przeczytawszy, że książka ta należała niegdyś do misjonarza Salisa, znowu zbliżył ją do ust; jednocześnie kazał przynieść z okrętu wielki krucyfiks, zabrany z bolszereckiej cerkwi. Skoro tylko zdjęto z krzyża pokrowiec, kra-