Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/186

Ta strona została przepisana.

łych do ogrodu, w którym spotkali starca, zbierającego kwiaty i rośliny. Zaprosił ich zaraz do małej, pięknie zbudowanej chałupki, gdzie poczęstował gorzką herbatą. Dowiedziawszy się o celu ich podróży, powiódł zaraz gości na obszerną dolinę doskonale uprawną, zasadzoną rozmaitemi roślinami i trzciną cukrową.
Wśród doliny wznosił się niewielki czworograniasty domek z rogami zawiniętemi po chińsku; w nim był ołtarz z krucyfiksem. Nad ołtarzem wisiał obraz Najświętszej Panny, ale tak źle malowany, iż ledwie po koronie i miesiącu pod nogami można było poznać wyobrażenie Matki Boskiej chrześcijańskiej. Oblicze miała ciemne, oczy skośne, a rysy całkiem miejscowych wyspiarek.
Podróżnicy oddali cześć należną miejscu, a wtedy wskazano im dwie urny z popiołami ojca Dzigniarego. Na jednej widniały litery łacińskie i jakoweś wiersze, ale tak już zatarte, że odczytać ich nie było sposobu.
Cała wizyta odbyła się w milczeniu z powodu nieznajomości języka; krajowcy jednak szli gromadą za cudzoziemcami i pilnie baczyli na najmniejszy ich ruch, robiąc szeptem między sobą rozmaite uwagi.
— Ani przypuszczałem, że to tak urodzajny i pięknie zagospodarowany kraj!... — rzekł Baturin, gdy znowu wsiedli do szalupy.
— Istotnie, wcale tego wnioskować niepo-