Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/187

Ta strona została przepisana.

dobna z piasków i skał bliskich naszego obozowiska... — zgodził się Kuzniecow.
— Zato tu wszędzie dostęp morski bardzo utrudniony, sądząc z miałkości wody i mnogości ławic... Wszędzie bywa odwrotnie, ludność skupia się u portów. Tu zdala od nich! To daje do myślenia... Lud ten nie ma pewnie dość siły do obrony od morskich korsarzy!... — zauważył Beniowski.
— Na pewno tak!... Nie spostrzegłem wcale u nich oręża!... — wtrącił Kuzniecow.
— Mają zapewne, ale ukryty... Chytrość jest obroną słabych... — dorzucił Panów.
— Tak, tak!... Trzeba będzie zwiedzić głąb wyspy!...
— Nie zaraz, nie zaraz!... I nie mówcie nikomu, coście widzieli, gdyż wśród naszych ludzi zaraz obudzi to rozmaite chęci, które nas wszystkich mogą doprowadzić do zguby... — zakończył rozmowę Beniowski.
Za chwilę byli w obozie, i Beniowski z przyjemnością stwierdził, iż okręt łatwo naprawiony zostanie. Część cieślów zajęła się też robieniem nowych pomp zamiast zużytych starych. Przy raporcie doniósł Czurin, że wierzchołek masztu wielkiego jest strzaskany, zatem potrzeba koniecznie poszukać w pobliskich lasach odpowiedniej sztuki na nowy.
— Nie pali się, poprosimy wyspiarzy!... — odrzekł sucho Beniowski, a widząc wielkie wśród załogi niezadowolenie, kazał wydać ze składów