Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/191

Ta strona została przepisana.

również nieśmiertelny, jak Bóg, i przyczajony czyha nieustannie na słabość grzesznika... Ludzie wszędzie są ludźmi!... I tu są rozmaici... Przytarł im błogosławiony ojciec Ignacy rogów, ugięli się pozornie i spokornieli, ale... są! Wiemy o tem dobrze!... Po lasach spotykamy nieraz niewiadomo przez kogo wznoszone ołtarze z obrzydliwemi bałwanami, wśród których jakby na pośmiewisko umieszczają krzyż... Niszczymy te sprośne świątynie, szukamy starannie ich czcicieli, ale ze smutkiem wyznać muszę, że, pomimo wielkich kar, konfiskaty majątku i wypędzania z wysp winowajców, a nawet kary śmierci... znowu powstają, a nawet mnożą się!... Brak bardzo ojca Ignacego z jego twardą ręką... On śmiał, on miał urok, on był biały... A co ja — ja jestem, jak oni... — roześmiał się i bródkę pogładził.
— Zawsze... masz więcej od nich wiedzy... oraz masz oparcie w twojem kapłaństwie!
Tonkińczyk spoważniał.
— Rada starców nie uznaje tego... Po śmierci ojca Ignacego zmusili mię... wziąć małżonkę!... Jestem teraz przywódcą siły zbrojnej, ale... mieszkańcy tutejsi niezbyt wojowniczego są ducha... Wojska niema... Każdy żonaty ma dzidę i tarczę i na zawołanie musi się zjawiać na placu... Ale może się i nie zjawić, a wtedy co?... Dlatego ucieszyłem się bardzo, kiedyście przybyli i wykazali tyle pobożności!... Przeciwnie, Japończycy nienawidzą krzyża.