Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/196

Ta strona została przepisana.




XLIII.

Opustoszał obóz. Leniwo postukiwały siekiery na bokach wyciągniętego na odmiał statku. Wątły dymek ledwie się snuł pod kotłami, gdzie gotowano strawę dla wartowników. Tu i owdzie pod namiotem, albo w szałasie można było dostrzec opuszczoną żonę marynarza, ledwie przyodzianą, kryjącą się przed upałem słonecznym. Morze aż po linję widnokręgu iskrzyło się złotemi łuskami drobnych fal, opluskując senne brzegi cienkiemi i brzękliwemi, jak szkło, szelingami. Z krzykiem płaczliwym polatywały nad zatoką białe rybitwy i rychło siadały znowu na czarne skały, sterczące tu i tam z modrej wody.
Beniowski obszedł obóz, przyjrzał się zdala czynionym na okręcie porządkom i powrócił zadumany do swej chaty obwarowanej i wysuniętej na czoło wsi. Ale przechodząc koło namiotu, który na prośbę Bielskiego pozostawiono do całkowitego rozporządzenia Nastazji, zdziwił się, że płótniane połacie były opuszczone w tak wielkie gorąco, i zatrzymał się, chcąc zapytać kogo-