Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/201

Ta strona została przepisana.

zajmować się obowiązkiem... Przez zwiedzenie nieznanych ziem i mórz, przez poznanie warumków dla nowego handlu z nieznanemi ludami oraz zbadanie, gdzie jest możliwe osadnictwo poważnych rolników i wytrwałych rzemieślników, ludzie ci spełnili swą rolę. Jaki będzie ich dalszy los, doprawdy nie wiem, ale na założycieli nowych społeczności oni wcale nie są zdatni...
— A więc owa wyspa... wśród błękitnego morza, owo państwo wiecznego szczęścia i sprawiedliwości... — szepnęła cicho Nastazja.
— Owszem, to możliwe i dążyć do tego należy, ale właśnie w tym celu chciałbym, abyśmy co rychlej dobili Manilji lub Kantonu, wreszcie Makao, skąd już łatwo dostać się do Europy, aby tam zwerbować ludzi innych, odpowiednich, kolonistów z powołania, prawdziwych i dobranych pracowników, a nie, jak my, połączonych jeno wspólnem nieszczęściem i wspólnem pragnieniem umknięcia z niewoli. Z obecnych naszych towarzyszów większość mogłaby służyć jedynie jako żeglarze na naszych przyszłych handlowych okrętach... I to nie wszyscy, gdyż dużo jest kłótników i nieposłuchańców, mącicieli i drapieżców, niezdolnych do żadnego rygoru, a więc żadnej społeczności... Rola ich już spełniona, wykonali wszystko, do czego byli zdolni, zużyli się...
Nastazja cicho westchnęła.
— Żałuję ich, bardzo żałuję!