gdyż wyznaję, że chciałbym zachować sobie możność handlu albo nawet założenia tutaj zczasem osady, handlowej stacji dogodnej dla okrętów naszych, płynących z wysp amerykańskich do Europy. Dlatego chciałbym uniknąć wszelkiego gwałtu, wszelkiej walki, która może część ludności do nas źle usposobić. Wyznaję też, iż niebardzo podobają mi się tutejsi święci braciszkowie...
— Ach, wiem, zawsze byłeś mało religijny!... — westchnęła.
— Tym razem nie ja... — roześmiał się. — Przeciwnie, to ci religjanci proponują mi jakiś pogański obrządek.
Zatrzymał się, dostrzegłszy w wysubtelnionych rysach Nastazji rozbudzoną czujność.
— Nie tyle chodzi im o Boga, co o władanie nad tutejszemi wyspami. Zresztą wśród naszych marynarzy większość jest prawosławnych, a oni są katolikami... Tego, zdaje się, ten Tonkińczyk nie rozumie, ale wcześniej czy później zrozumie... Trofimow o to się postara, a wtedy co?
— A ten pogański obrządek, o którym mówiłeś?...
— Nic, takie sobie głupstwo! Uroczyste zawarcie chwilowego przymierza... Chciałem cię prosić, żebyś była na nim obecna!
Potrząsnęła przecząco głową.
— Nie wiesz, że na żadne uroczystości i bankiety nie chodzę!
— Widzisz, potrzebna nam jest bardzo obec-
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/212
Ta strona została przepisana.