Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/227

Ta strona została przepisana.




XLV.

O dziesiątej przybył Mikołaj Tonkińczyk z celniejszymi wyspiarzami dla omówienia artykułów umowy handlowej. Jednocześnie Beniowski kazał robić przygotowania do spuszczenia okrętu na morze i ładowania go.
Gdy ludzie krzątali się koło tego, zjawiła się delegacja z pięciu marynarzy, prosząc, aby pozwolono im zostać na wyspie.
— Dlaczego to chcecie zostać?... Czy nie lepiej wrócić tu z nami, spieniężywszy futra w Chinach i zakupiwszy potrzebne rzeczy w europejskich faktorjach?...
— I tak będzie nam dobrze!... Mamy już dość tego!... — odrzekł ogromny i powolny Łaptiew.
— Czegóż to dość macie?...
— A... włóczęgi! Człowiek nie kaczka, żeby wiecznie pływał po wodzie.
— Tak, tak!... Mamy dość włóczęgi!... — powtórzyli inni.
Tłum majtków, który zbiegł się z obozu, aby