Nie, Beniowski, ty żyć musisz, bo z twą śmiercią z napoczętego przez nas dzieła nie zostanie nic prócz niepojętych okropności, gwałtów i nadużyć... Nie, ty musisz skończyć, coś zaczął, żyć musisz!... Tyś nam winien więcej, niż życie, tyś nam winien nasz honor, naszą duszę — słyszysz?...
Broda się trzęsła staremu, pochylał się nad Beniowskim blisko, blisko, jakby chciał tchnąć weń wraz ze słowami własną swą duszę.
Beniowski patrzał nań rozpłomienionym wzrokiem.
— Tak, tak, przyjacielu!... Słusznie mówisz: winienem wam więcej, niż życie, i nie zarzekam się!... Żyć chcę, i, przebóg, zniszczę wrogie knowania wszystkich mych nieprzyjaciół!... Możesz być pewny... Jeżelim się poskarżył... to tak... Wszak cichutko... tobie jednemu szepnę coś takiego... i czasem... Nastazji! Ale Nastazji... niema, nie... będzie!... Słaby jest człowiek, przykuty niemocą do łoża... Co mówi o mej ranie Meder, powiedz otwarcie!...
— Mówi, że nic wielkiego, że rychło się zasklepi, byłeś miał wypoczynku dni kilka...
— Ba!... Mała rzecz!... Czy nie słyszysz?... Oni już idą!...
— Nie puszczę ich!...
— Przeciwnie — uchodź sam!... Zabierz wodę dla Nastazji i uchodź!... Powiedz jej... Nie, nie... nic jej nie mów!... Jeno napoj ją wodą... słodką... dosyta...
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/23
Ta strona została przepisana.