Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/241

Ta strona została przepisana.

jak najpomyślniejszy wzięły obrót. Nie kwapił się jednak Beniowski z tej rady skorzystać, nie ufając tak nagłej w ciemnych umysłach krajowców przemianie. Tymczasem ludzie Chruszczowa i Baturina ostatecznie pokornem zachowaniem się dzikich omamieni, jęli prosić, aby im pozwolono natychmiast iść do wiosek w głąb kraju, licząc zapewne na takie przyjęcie, jak na Usmay-Ligonie. A gdy roztropni zwierzchnicy pozwolenia im swego nie dali, wbrew rozkazom pobiegli w liczbie dwudziestu, ufni w swe uzbrojenie i determinację.
Dano natychmiast znać Beniowskiemu na statek o tem nieposłuszeństwie i on, rozpalony gniewem i pełny lęku o następstwa tak wielkiej lekkomyślności, natychmiast udał się na ląd z piętnastoma wiernymi ludźmi i ku wiosce pośpieszył.
Ledwie uszedł paręset kroków, gdy huk strzałów i przeraźliwe wrzaski rozdarły powietrze, a szczęk broni i hałas walki wzmagał się, szerzył, zbliżał, aż dostrzegł Beniowski marynarzy swoich uciekających bezładnie, a ściganych zapalczywie przez gromady wściekłych murzynów. Nie oparli się aż pod osłoną Beniowskiego; siedmiu ledwie było zdrowych i z orężem w ręku, reszta rozbrojona, ranami okryta, ledwie się wlokła.
Beniowski kazał rannym i bezbronnym wracać zaraz na okręt, a swoich ludzi skierował na wyspiarzy, z których wielu trzymało w ręku