wojnie z owemi dzikiemi i zuchwałemi plemionami.
Aby sobie Hiszpana zaskarbić, ofiarował mu jednak Beniowski kilka koszul, porządne ubranie i piękną szablę; zaco ten wzamian obiecał im służyć wskazówkami i znajomością języka w czasie całego na wyspie pobytu. Na dowód swego wpływu oraz zaufania do Beniowskiego, skinął na krajowców, a ci natychmiast opuścili wybrzeże i don Hieronimo został sam na okręcie, gdzie spędził na rozmowach z Beniowskim noc całą.
Spytany przez niego, gdzieby można znaleźć dobrą do użycia wodę, powiedział, iż nie radzi brać tej z rzeczki, która, płynąc przez bagniste zarośla, niesie rozmaite trujące febryczne miazmaty, że po dobrą wodę zdrojową mieszkańcy udają się pod skałę dość odległą.
Tu wskazał na wysoką opokę, ciemniejącą na brzegu woddali.
— Lecz nie nasza to już jest prowincja!... — dodał. — W największej z tamtymi ludźmi żyjemy nieprzyjaźni. Jeśli więc chcesz stamtąd czerpać wodę, musisz, jak my, posyłać w obronie czerpaczy oddział zbrojnych ludzi!...
Stosownie do tej rady odkomenderował Beniowski po wodę Panowa z dwunastu towarzyszami, nakazawszy im surowo rozwagę i pilne posłuszeństwo dowódcy, poczem wrócił do ciekawych rozmów z Hiszpanem o Formozie i jej mieszkańcach.
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/245
Ta strona została przepisana.