Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/250

Ta strona została przepisana.

zwłoki moje ma pokryć... stała się... aby... zroszona krwią...
Mówił coraz ciszej. Meder, który puls mu badał, kiwał głową, wreszcie zabronił mu mówić, oficer jednak coraz niewyraźniej szeptał:
— Słuchajcie go... gdybym ja go słuchał... Stiepanow ...przysięgnij... Tyle razy darował ci... Miłowałem cię za twą wspaniałomyśl... Bądźcie zawsze wspaniałomyślni... Nie porzucaj Stiepanowa... Zawsze to... nasza krew... Daruj...
Tu porwała go czkawka i wkrótce ducha wyzionął. Łoginow już przedtem był umarł.
Położono wszystkie trzy ciała oficerów obok siebie i przykryto wspólnym całunem, na który Beniowski kazał zarzucić banderę konfederacji.
Wśród powszechnego żalu rozpoczęto przygotowania do pogrzebu, w których wielce pomocny był Hiszpan. Wyrobił on u wyspiarzy pozwolenie na wykopanie mogił na brzegu, oraz wzniesienie na nich nagrobka. Nadto poruszył na tyle mieszkańców opisem zdradzieckiego napadu i możliwością gniewu na całą ludność ze strony Europejczyków, iż krajowcy wysłali do Beniowskiego delegację, żądając wyprawy karnej na zbrodniarzy. Obiecywali nietylko drogę ku nim wskazać, lecz i pomoc zbrojną okazać.
Propozycja ta bardzo podnieciła całą załogę statku. Jednomyślnie zapowiedzieli, iż póty nie spoczną i nie złożą broni, dopóki krwi niewinnej współziomków nie pomszczą.
Ponieważ Beniowski zwlekał z odpowiedzią,