wspaniały namiot jedwabny, który w mgnieniu oka został rozbity podle szałasu Beniowskiego, wysłany wewnątrz pięknemi matami, opatrzony cudownie wyszytemi poduszkami i wezgłowiami. Tam zasiadł Huapo i zaprosił do siebie Beniowskiego, poczem na dany znak dworzanie wyszli, pozostawiając ich samych wraz z niezbędnym don Hieronimo oraz sekretarzem do robienia notatek.
— Dziękuję ci, gościu mój, za cenne i pożądane bardzo podarunki, mam jednak do ciebie prośbę stokroć dla mnie ważniejszą i dla ciebie, myślę, w następstwach korzystną. Przedewszystkiem czy nie zechciałbyś zostawić mi części twych żołnierzy aż do twojego na moją ziemię powrotu?... — zaczął Huapo.
— Zaszczyt to niezmierny i z radościąbym to uczynił... ale czeka mię podróż jeszcze daleka i trudna, która natężenia wszystkich sił całego ekwipażu wymagać będzie... — odrzekł, ważąc wyrazy, Beniowski.
Znowu chmura, jak wczoraj, przesunęła się po czarnych oczach i oliwkowej twarzy królika.
— A czy z Europy mógłbyś mi przyprowadzić żołnierzy uzbrojonych w strzelby i umiejących strzelać z armat?... Kiedyby to mogło nastąpić i wieleby kosztowało sprowadzenie i utrzymanie tysiąca takich ludzi?... Czy nie mógłbyś też dostarczyć uzbrojonych i dobrze zaopatrzonych okrętów z oficerami i całą załogą?
— Owszem. Wszystkiego tego dostarczyć nie
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/269
Ta strona została przepisana.