stępcą, ustąpiłbym ci tronu... jeszcze za życia!... — zakończył bystro, wpatrując się w Beniowskiego.
Ten skłonił się nisko i odrzekł pośpiesznie:
— Żadne państwo lepszego władcy nad ciebie, panie, pożądać nie może. I poddani twoi Bogu pewnie ciągłe zasyłają dzięki, iż jesteś ich panem!... Jakiż śmiałek w myślach nawet odważy się twoją więc osobę zastąpić, aby nieudolną ręką psuć to, co ty ku większej swojej chwale i szczęściu poddanych poczynasz i od tak dawna prowadzisz? Takiego niema i tem bardziej nie jestem nim ja, skromny wędrownik z krajów dalekich...
Zdziwiony Hiszpan wolno tłumaczył te pełne krasomówstwa słowa, a Huapo, w miarę jak je rozumiał, rozchmurzał swoje oblicze i zaczął się nawet uśmiechać.
— Więc pójdziesz z nami na psa, Hupuasingę? — zapytał żywo.
— Lubo spóźniona pora do odjazdu mię nagli, przecież, dla dania dowodu wdzięczności naszej i uczuć serdecznych dla Waszej Królewskiej Mości, gotów jestem przyłączyć się do wyprawy z pewnym oddziałem moich towarzyszy. Nagrody żadnej za to dla siebie nie żądam, zaś podarunek za mozoły i trudy moim żołnierzom niech określi własna wspaniałość wasza, Miłościwy Panie!
Huapo poprawił się radośnie na poduszkach i wyraził życzenie, aby natychmiast ta umowa
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/271
Ta strona została przepisana.