Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/301

Ta strona została przepisana.

gorączką!... Doktór powiedział, że mam suchoty!
— Do widzenia więc, kochana, do jutra!... Muszę już iść!... Więc do jutra!... Bądź zdrowa!
Gdy wyszedł, zakryła twarz rękoma i zalała się już dowoli rzęsistemi łzami.
Tak płaczącą zastał Bielski, lecz miasto ją pocieszać, obrócił się cicho na palcach i wyszedł niepostrzeżony.
W tym czasie wracającemu do siebie Beniowskiemu zastąpił drogę Stiepanow i, ukłoniwszy się grzecznie, poprosił:
— Dość już mam kłótni i swarów... Niemało zrobiłem wam wszystkim, a szczególniej tobie, Maurycy, przykrości!... Pragnę zacząć nowe życie. Wszystko dawniejsze umarło już dla mnie... Niema już Panowa!... Bądź więc do końca wspaniałomyślnym względem mnie i pozwól mi zostać tutaj. Tutaj wśród tych ludzi mało mi znanych, z którymi żadne jeszcze nie dzielą mię zawiści i gniewy, odrodzę się. Będę, jak marzyłem w młodości, dobrym i wyrozumiałym, zostanę ustępliwym i czułym... tak mi ciężą wady moje, Maurycy... Pomóż mi!... Wszak i ty znałeś mię innym...
Umilkł szczerze wzruszony. Beniowski podniósł opuszczone powieki i utkwił ciężkie spojrzenie w niespokojnej twarzy oficera, poczem odpowiedział z namysłem:
— Owszem!... Pragnę bardzo, abyś się zmienił i chętnie ci w tem dopomogę. Pamiętasz pew-