Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/310

Ta strona została przepisana.

— Chińczycy!... — rzekł. — Rzucić zaraz ołowiankę!... Tu płytko, widzicie, jak woda mętna i żółta!...
Sonda jednak pokazała trzydzieści sążni, a pęd wody jednocześnie tak wielki, że statek z trudnością mu się opierał. Kazał więc Beniowski zawołać na Chińczyków, aby pod pozorem kupna u nich ryby dowiedzieć się, gdzie się statek znajduje i czy niema wpobliżu jakiej dogodnej przystani dla zatrzymania się i zaopatrzenia w wodę.
Na dany znak podpłynęli rybacy w wielkiej liczbie i z ochotą sprzedali wszystką nałowioną rybę za dwanaście piastrów.
Dwu z nich mówiło po portugalsku. Zaczął namawiać ich Beniowski, aby retmanili mu do Makao. Podjęli się tej posługi za sto piastrów, lecz prosili, aby przedtem pozwolono im udać się na brzeg po suknie.
Beniowski puścił jednego, a drugiego zatrzymał w zakładzie. Statek, prowadzony przez Chińczyka, zawinął do małej zatoczki i stanął na głębokości ośmiu sążni.
Nazajutrz, gdy wrócił drugi retman, podniesiono kotwicę i ruszono za radą krajowców do Tana-soa, gdzie mandaryn miał być bardzo ludzki, światły i dobrze dla Europejczyków usposobiony.
Przybyli do Tana-soa nad ranem. Mandaryn istotnie przyjął ich dobrze i kupił nawet potajemnie sto pięćdziesiąt skór niedźwiedzich i trzy-