Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/314

Ta strona została przepisana.

Nie chciał odejść od burty bliskiej do namiotu, że go musiano stamtąd gwałtem odciągnąć, aby nie straszył i nie trwożył chorej.
Rozpięto wreszcie żagle i statek wypłynął na otwarte morze. Tu szybował na południe przy pomyślnym wietrze wśród rojów statków rybackich, rozrzuconych po modrej gładzi wód. Aby uniknąć ciągłego ich omijania, konieczności pomiarów głębizny a takoż dla sprostowania drogi, kazał Beniowski nawrócić statek bardziej w Ocean, lecz skoro ziemia niknąć z oczu zaczęła, przestraszeni Chińczycy-retmani dowodzić jęli, że tam dalej niebezpieczne grożą im prądy, że płynąć też należy wzdłuż samego brzegu dla skutecznej ucieczki do portu w razie wybuchu tajfunu, że w szczerym oceanie grasują piraci...
Straszyli, jak mogli. Śmiał się z ich ostrzeżeń Beniowski, ale w załodze posłuch znaleźli, i wkrótce szła do Beniowskiego deputacja z Trofimowa, kozaka Gałki i urzędnika Sudejkina.
A że nastała przedwieczorna pora i wiatr zcichł zupełnie, kazał Beniowski dla uniknięcia waśni zarzucić narazie kotwicę.
Nocy tej żona Czurina powiła dziecko, lecz gorzej od bolesnych jęków niewiasty spać nie dawały załodze wrzaski z morza, gdzie setki chińskich płynęło statków.
Myślał Beniowski, że to rybacy, o wschodzie słońca dostrzegł wszakże, że to potężna flotylla, na czele której płynął ogromny okręt złocony, okryty chorągiewkami barwnemi bezliku. Ret-