Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/38

Ta strona została przepisana.

ukąsi... I gorzeją bez kropli rosy na języku spękanym jako Łazarze... Aż przyjdzie dzień pokuty, a wtedy oblokę ich w szaty białe, żeby nie okazowali sromota nagości swojej, i namażę oczy twoje, abyś widziała. I ujrzysz morze szklane, związane z ogniem... a te, co zwyciężyli bestję i obraz jej, i liczbę jej, przejdą nad morzem szklanem, mając cyfry złote w rękach ku graniu chwały Tego, co był, co jest i co będzie!... Bo ci kupieni są z ludzie pierwiastkami Bogu i Barankowi...
— Czegóż więc chcesz ode mnie?...
— Nie ja chcę, a grzech chce, aby krew Barankowa została przelana... Chcę, abyś rzuciła się w paszcze tych, co trzymają okręt nasz na miejscu, a którzy są... odkupienie!
— Dobrze, rzucę się, skoro Bóg tego chce!... Byleście tylko wy... byleście tylko byli... Skoro Bóg chce, niech się spełni wola Jego Przenajświętsza!... I kiedyż to? — spytała spokojnie, nie unosząc głowy z poduszek.
— Jutro! — odrzekł krótko. — Przygotuję wszystko i przyjdę z bracią... Idę do nich zaraz, uprzedzę... Będziem się modlić i czuwać nad tobą, córko moja!... A milcz, bo, jak się dowiedzą, to przeszkodzą... Nikomu ni słowa! Silny jest wróg rodzaju ludzkiego!...
Skinęła mu głową i wyszedł, przywarłszy starannie drzwi za sobą.
Nastazja została sama.