Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/42

Ta strona została przepisana.

chodź! Oni i ciebie jeszcze wrzucą do morza... Oni zupełnie stracić rozum...
Zaniepokojony Beniowski już go nie słuchał, kroczył pośpiesznie, o ile mu pozwalała chora noga, ku przodowi okrętu. Skoro ominął wielki żagiel głównego masztu, zakrywający mu widok, zaczął iść tak prędko, że Meder nie mógł za nim nadążyć. Klęczący na pokładzie ludzie usuwali się przed nim z przerażeniem, nieposłusznych rozpychał uderzeniami rąk i kopnięciami zdrowej nogi. Już go dostrzeżono i umilkła w tłumie śpiewana modlitwa. Tylko Czułosznikow i Trofimow, prowadzący pod rękę biało ubraną, w klejnoty i welon przystrojoną, jak oblubienica, Nastazję, nie przestawali śpiewać:

Temu smokowi siedmiogłowemu
Nie poddajcie się, jasności moje!
Uciekajcie w góry, w pustynie...
Na stosy znoście suche wióreczki,
Polewajcie je siarką zapalną,
Smołą piekielną...
Ciała swoje na nich kładźcie,
Niechaj gorzeją!...
Za mnie, jasności moje,
Znoście katusze!...
Za wiarę moją, za Chrystusową!...
Za to otworzę wam, jasności moje,
Rajskie podwoje,
Wprowadzę was w Państwo Niebieskie,
Gdzie panować będę z wami,
Po wieki wieczne!...