Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/53

Ta strona została przepisana.

złota blacha: w chryzolitowych zaś głębiach Oceanu igrały po dawnemu dokoła statku staje rekinów.
I znowu ludzi ogarnęło zniechęcenie i słabość.
Aby ducha ich podtrzymać, ogłosił Beniowski wynik swych pomiarów geograficznych, które wykazały, iż, pomimo pozornego spokoju i nieruchomości, statek jednak przebył w ciągu tych kilku dni kilkadziesiąt węzłów ku południowi.
— Należy przypuszczać, że rychło już przebijemy się przez pas ciszy... Wczorajszy deszcz najlepiej was może o tem przekonać!... Trzeba więc gotować się do przyjęcia wiatru!... — dowodził załodze.
Część usłuchała go i wzięła się do porządkowania zaniedbanych żagli, reszta uprzątała pokład. Teraz jednak, skoro mieli wodę, zaczął wszystkim dokuczać niezmiernie głód i pocięto na strawę wszystkie skórzane przedmioty, jakie mieli na statku, nie wyłączając starego obuwia. Tranu, którym okraszali ten dziwny makaron, mało już zostało.
Na szczęście wieczorem istotnie zawiał wiatr, z początku słaby i zmienny, ale zwolna nabierający mocy. Nad ranem już płynęli z pełnemi żaglami.
Beniowski zebrał radę i zażądał przedewszystkiem, aby Stiepanowowi odpuszczono wyznaczoną dawniej karę. Zgodzono się na to jednomyślnie z wyjątkiem głosu Panowa. Dalej naradzano się co do kierunku żeglugi i postanowio-