Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/94

Ta strona została przepisana.

w okach roślinnych sieci. Bagnisty zaduch truł im oddechy.
Beniowski niebawem chciał wrócić nad rzeczkę, ale majtek upewniał, że to zaraz, że to zupełnie niedaleko...
Okazało się wszakże, że zbłądził, i z wielkim mozołem udało im się zapomocą kompasu wydobyć z leśnej matni dobrze po północy.
Beniowski, który podejrzewał w tem wszystkiem wybieg chytrego przewodnika, pełen milczącego gniewu oddzielił się zaraz od towarzyszy i skierował się przez śpiący obóz wprost do namiotu Chruszczowa. Zmęczony Panow ledwie za nim pośpieszał. Chruszczów chrapał spokojnie na łożu, pogrążony w głębokim śnie. Gdy go Beniowski targnął za ramię, zerwał się i zawołał wystraszonym głosem:
— Kto... tu?... Ktoo!?...
— Ja... Beniowski!
— Co się stało?...
— Właśnie chcę się dowiedzieć!... Co nowego narobił Stiepanow?...
— Stiepanow!?... Nic nie wiem!... Nie odstępowałem go na krok, jakeś przykazał...
— Któż więc posłał Polisowa?
— Nie wiem... Może Kuzniecow!...
— Aha, prawda!... Biegnij, Panow, każ Sybajewowi aresztować Polisowa i przywołaj do mnie Kuzniecowa!... Pamiętasz więc dobrze, żeś nie odstępował na krok od Stiepanowa i że on