Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/97

Ta strona została przepisana.

niezwłocznie spełnić moje rozkazy, a ci, co zostaną, niech kładą się spać!... Mamy jeszcze czas wypocząć do rana!...
Poczem sam w ubraniu, jak tylko wysłani wyszli, wyciągnął się na łożu, a inni za jego przykładem pokładli się pokotem na ziemi.
Tak przespali spiskowcy do rana przez nikogo nie trwożeni.
O świcie przyszli oficerowie po rozkazy dzienne do Beniowskiego, a nie zauważywszy żadnego poruszenia w obozie, pełni otuchy, przypisywali wczorajsze swoje strachy wyłącznie plotkom i fantazjom urodzonym w ciemnościach nocy.
Doświadczone oko Beniowskiego dostrzegło jednak niepokojące oznaki, tak wszakże drobne, że nie mogłyby przekonać dusz bardziej ufnych i prostych.
Milczał więc, ale wcale się nie zdziwił, gdy strzelcy, wysłani przezeń na polowanie, rychło wrócili zpowrotem, twierdząc, że łowy wcale im się nie powiodły, że nie trafili nawet na ślady zwierzyny. Niedługo potem przybiegł Urbański i dał znać, że bednarze oraz latacze żagli porzuciii pracę. Nie skończył jeszcze swej relacji, jak Beniowski wstał i śledził badawczo z pod podniesionej połaci namiotu zbiegowisko, tworzące się w obozie dokoła jakiegoś oficera, który wydał mu się podobnym do Sybajewa. Jednocześnie rozkazał, nie tracąc chwili, Urbańskiemu