Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/99

Ta strona została przepisana.

nych w liczbie oraz sile... I poco?... Wszak rzekomę złoto okazało się, jak przepowiedziałem, nędznym markasytem, co wam udowodnili właśni wasi wybrańcy... Czego chcecie więc i na co jeszcze czekacie, nieszczęśni?... Mało wam doświadczeń, jakieście przeżyli?... Zastanówcie się, zaklinam was, i powiedzcie sobie i mnie wyraźnie, czego chcecie, gdyż, doprawdy, nie widzę, abyście dobrze to rozumieli... Wypoczynku? Owszem, zgadzam się na najdłuższy, ale wy jakieś inne, słyszę, macie zamiary... Więc jakie?... Powiedzcie nareszcie... Chcecie-li powrotu do krajów cywilizowanych, wolnych, czy nie?
Umilkł.
Oczy wszystkich zwróciły się na Stiepanowa, który z głową dumnie wzniesioną stał w środku półkola zgromadzonych.
— Ha, nareszcie!... Co słyszę?... Wszechwiedzący Bóg, przezorny prorok, mąż jedynie mądry wśród nas, ba, na całej ziemi — pan hrabia Beniowski, szlachcic węgierski i polski, przyznaje się, że nie rozumie nas, że nie wie, czego chcemy?... Prosi, abyśmy mu to powiedzieli, nawet zaklina nas!... Owszem, z chęcią to uczynimy... A więc pragniemy przedewszystkiem: spokoju i jeszcze raz spokoju, za wszelką cenę spokoju! Dość mamy już gwałtów, tyraństw, rozlewu krwi... Nie poto wyrwaliśmy się z niewoli ojczystego imperjum, aby dostać się pod jarzmo człowieka mało znanego nam, awanturnika, którego pochodzenia nawet nikt nie zna, a którego