Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/106

Ta strona została przepisana.

— Podam do sądu!... — krzyknął zapalczywie Kim-ki. — Do stóp tronu udam się!
Chakki wtulił głowę w ramiona.
— Nato dużo trzeba pieniędzy... Mamy całego majątku 200 dollarów... Nie starczy na jeden łyk pierwszego sędziego... Twój stryj człek możny i ma twe kwity... Ciebie jeszcze obwini... O, panie! — wybuchnął, klękając przed nim — synu ukochanego, dobrotliwego Kim-ki-sana!... Pluń na nikczemność ludzką!... Jesteś młody... Życie przed tobą otwarte, ucz się, pracuj... Dwieście dollarów starczy na opłaty egzaminów, a resztę zarobi stary Chakki... Możesz dosięgnąć szczytów powodzenia... Masz urodę, szlachetność, pochodzenie, wspaniałe imię ojca... Nie wchodź na drogę niepewności, w której końcu widzę... nieszczęście!... Nie powiedziałeś mi, żeś był u tej tancerki, ale ja wiem o tem... Młody jesteś, więc unikaj pragnień, jak to radzą mędrcy nasi!... Unikaj pragnień... Widzisz, co ci szepczą?! Świat cały gotóweś wyzwać do walki, twarz ci blednie a szyja czerwieni ci się, jak u rozgniewanego byka. Pomyśl, jesteś młody i bez stopnia naukowego. Nie zwyciężysz nikogo, nawet najsłabszych urzędników a zgubisz siebie... Czy nie lepiej poprawiać świat, uzyskawszy stanowisko i pełnić na nim cnotę? Chakki o godzinę wcześniej będzie wychodził z domu i wracał o godzinę później, abyś miał spokój niezbędny do nauki... Ale weź twoje