Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/127

Ta strona została przepisana.

na każdych trzech pracowników wypada u nas, w Korei, jeden urzędnik albo wojskowy, albo ktoś, co im służy... Dlatego w naszej pięknej ojczyźnie dotychczas istnieje hańbiące nas niewolnictwo, którego niema już nigdzie na całym świecie... I wszystko to mnoży się, rozrasta, ubożeje i, niewiedząc, skąd płynie ich nieszczęście, szuka poprawy losu u wróżbitów, oddaję resztki swych zasobów poszukiwaczom szczęśliwych mogił i niepokoi trupy przodków... Nie, wszystko to musi się odmienić... I dlatego młodzieńcze, nie będę się starał, aby zwrócono ci zagrabioną ziemię... Z tego nic nie będzie... Odbierzemy ją niezadługo od wszystkich!...
Kim-ki pochylił głowę.
— Inną dam ci radę, ucz się! Potrzebujemy ludzi wykształconych, ale nie w dawnej nauce, która każe być dobrym, sprawiedliwym, szczodrym, wspaniałomyślnym, miłującym ludzi, a nie wskazuje wcale, jak zostać takimi mędrcami, jak uszczęśliwić ludzi, jak zniszczyć nędzę i występek... Na zachodzie poznałem uczonych i księgi, które oświeciły mię, skąd to pochodzi. Potrzebna nam wiedza zamorska, która uczy, jak wyrabiać tanio i szybko potrzebne przedmioty, jak pomnażać plony pól, jak układać sprawiedliwie wydatki i prawa państwa... Otóż jeżeli chcesz, Kim-ki, sam się dźwignąć i służyć szczerze ojczyźnie, to sta-