Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/140

Ta strona została przepisana.

— Pomyślę o tem. Niech zaczekają. Nie zaraz... pokoje twej matki... zostały przeznaczone... będą zajęte... chwilowo...
Kim-ok-kinm patrzał uparcie mimo niego na ramę okna i daremnie syn szukał jego wzroku.
Uderzył czołem przed ojcem i wysunął się zręcznie za drzwi; czuł się poniżonym, rozbitym i bardzo zaniepokojonym.
Gdy opowiedział wszystko Ol-soni, do której udał się natychmiast, dziewczyna zaczęła płakać cicho, ale rzewnie.
— Uspokój się, nic się jeszcze nie stało. Kiedy ojciec przekona się, że większość przychyla się ku moim planom, napewno stanie po naszej stronie. Owszem, z rozmowy z nim wnioskuję, że nie jest nam przeciwny...
Wargi tancerki drgnęły, otwarła usta, jakgdyby chciała coś powiedzieć, ale rychło zamknęła je i łzy dalej płynęły po jej pobladłych policzkach.
— Cokolwiek postanowisz i cokolwiek się stanie, pozostanę wierną, posłuszną służebnicą twoją... Niczyja ręka i niczyje usta nie tkną mnie, po tobie, ukochany!... — szepnęła, całując zwisający koniec jego rękawa.
Spojrzał na nią z roztargnieniem i znów pogrążył się w głębokiej zadumie.