Stolica była poruszona do głębi głuchemi wieściami o wielkiej, publicznej dyskusyi, urządzanej przez związek »Kwiatu Narzeczonego«. Nikt dobrze nie wiedział, co ma być treścią obrad. Hasło »Poprawy Wojującego Państwa«, rzucone przez klub w odezwach, tłómaczono najrozmaiciej. Wiele mówiono o »bezbożności« całego ruchu, o »zamachu na stare obyczaje, o zakazie noszenia warkocza i mycki »man-get«, o bezczeszczeniu godeł narodowych, o poniewieraniu Smoka Korejskiego, o przekupstwie Japończyków...
Wzburzone tłumy od wczesnego rana napływały do świątyni Puń-mio. Obszerne, wyłożone płytami jej podwórze, rychło napełniło się ludźmi w białych ubraniach, niby grubą warstwą śniegu, nad którą czarne kapelusze chwiały się, jak stada wiecujących wron. Białe postacie gęsto obsiadły kryte galerye, wzdłuż jaskrawo malowanych ścian,