dla handlu z cudzoziemcami. Kim-ki pilnie się rozglądał i wytrzeszczał oczy, spodziewając się co chwila zobaczyć »zamorskiego dyabła«. Jechał konno, jak przystało na szlachcica a przodem szedł wierny Chakki.
— Słuchaj, Chakki, czy to nie oni, ci z prawej strony drogi w opiętych ubraniach?
— Nie, panie, to są japońscy żołnierze. Oni też chodzą kuso... — odpowiadał niewolnik, przyjrzawszy się przechodniom z pod dłoni.
— Kiedyż ich zobaczymy?
— Kto szybko je, ten się dławi. Zejdź, dziecko, z konia i daj sobie i zwierzęciu wypocząć!... Widzisz jak się zdyszał... A Chakki nic... O, Chakki dobre jeszcze ma nogi... Chakki jeszcze się przyda... Zobaczysz, panie, iż nie będziesz żałował, że wziąłeś starego sługę...
— O, Chakki, jak możesz o tem mówić?!... Przecie po ojcu i matce ciebie najczęściej widziałem obok siebie...
— Byłeś zawsze nieposłuszny i porywczy, ale miałeś dobre serce... Widzisz tę górę u drogi z obnażonym bokiem? W jej szparze za czasów Korio żyła pół-stonoga, pół-kobieta. Co rok mieszkańcy okoliczni składali jej w ofierze młodą dziewczynę. Dziewczyna znikała bez śladu, poczem na kraj spływało wielkie powodzenie. Gdy zabroniono obyczaju, lud pogrążył się w nędzy...
— I nie wstyd ci, Chakki?! Czyżbyś istotnie
Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/15
Ta strona została przepisana.